poniedziałek, 26 maja 2008

Pęd ku życiu, pęd ku wolności







Ten pokaz slajdów i ta nuta płynąca w tyle stały się ostatnio dla mnie jakimś takim narzędziem do medytacji.

Od paru lat kocham motocykle, od prawie trzech mam prawo jazdy na motocykl. Nigdy jednak nie miałem motocykla, a mój kontakt z motocyklami po uzyskaniu prawka ograniczył się do ich oglądania na ulicy lub parkingach. Przeszkoda? Głównie kasa. Po częsci mój nieudany wyjazd do IE był po to by móc kupić taki jeden egzemplarz.

suzuki bandit 600

Ale dość o motocyklach. Bo nie tylko o nich i o niebezpieczeństwie prowadzenia takich pojazdów przypomina mi ta piosenka. Dla mnie znaczy coś więcej. W przeciągu paru ostatnich dni po kilkanaście razy go oglądałem, ale głównie słuchałem tej piosenki w tle. Może to jakiś pęd do życia? Może dla niektórych bliskość śmierci (np. choroba) jest początkiem życia, jak w piosence Tim-a McGraw-a "Live Like You Were Dying". Ni mniej ni więcej życie jest krótki, życie jest "śliski" i to jest fakt. Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za nasze wybory, ale także za nasze zaniechania. Ja jestem odpowiedzialny.

Prawda jest taka, że prawie nie żyje. Jedynie kiedy jestem ze swoją dziewczyną czuję, że żyje i że ten czas jest warty przeżycia. Ale rzadko jest mi dane być obok Niej. Boję się wielu rzeczy, boję się wielu wyzwań, a nie chcę się ich bać! Jestem więźniem samego siebie. Słaby, zwieszony. Nie jestem Młodym Wilkiem tak jak bohater tej piosenki, a czasem chciałbym być. Chyba każdy kto nie jest chciałby nim być. Ja też! Czy to na boisku, w pracy, na uczelni, czy gdziekolwiek indziej być Młodym Wilkiem. Ale nie takim MW jak w filmach z serii "Młode Wilki", gdzie sposobem na życie były machlojki i przerzuty trefnych towarów, ale takim który od życie bierze wszystko co możliwe. Kimś kto nie boi się np. otworzyć firmy na przekór niedowiarkom.

Zapytacie czemu właśnie Motocykl? Dość dużo zawsze jeździłem na rowerze, rower to jest wolność, szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce i szybkość. Motocykl kojarzy mi się z życiem, z wolnośćią. Wolność to ważny skarb o którego należy dbać. Wolność w każdej formie. Wolność dokonywania wyborów, wolność myśli, wolność słowa, wolność, wolność!

Konkluzja na temat własny, ale cudzymi słowami:

Wolność jest jak powietrze na szczycie góry.
I jedno, i drugie - nie do zniesienia dla słabych.
Ryūnosuke Akutagawa


środa, 21 maja 2008

I nikt nas nie przekona


Źródło: www.blog.mediafun.pl

PS.
Pozdrawiam braci Kaczyńskich :P i twórców tej przeuroczej kampanii :)

wtorek, 20 maja 2008

Piękna ułuda


Kiedy mówili, że nigdy nie będę z tego żył - Przytakiwałem. Faktycznie nie chciałem nigdy z tego żyć, nie chciałem mieć tych pieniędzy, które zarabiają.

Ale chciałem tam być. BYĆ NA ICH MIEJSCU. Grać tak jak oni grają, swobodnie i z artyzmem. Strzelać silnie, podawać celnie, stanowić trzon drużyny, która walczy o wysokie cele. Poprostu być kimś. Chciałem grać tak jak oni. Czuć 'oddech tłumu' na trybunach. Ściągać pajęczyne z bramek. Cieszyć się z ich zdobycia.



Pamiętam jeszcze jak za czasów mojej gry w trampkarz czy juniorach, niektórzy jeszcze przed meczem obmyślali jak się będą cieszyć jak zdobędą bramkę. Ja, który rzadko miałem okazję grać całe mecze, nigdy o tym nie myślałem, a bramki, których też nie wiele zdobywałem zawsze wydawały mi się przypadkowe, ot kopnąłem i wpadło. Każdy czasem kopnie, czasem wpada.

Trochę też chciałem być podziwianym. Robić coś najwyższym poziomie i nic przypadkowego. Grać w piłkę na najwyższym poziomie.

Zawsze dziwiłem się tym kolegom, którzy mieli talent do gry. Nie mogłem zrozumieć dlaczego na to zlewali, dlaczego pili przed meczem, palili fajki, dlaczego im nie zależało na tym co mają. Pewnie dlatego, że mieli. Ja nie miałem, trenowałem, byłem na każdym treningu, zawsze gotowy, przygotowany do gry. Chyba nigdy nie zapomnę jak jeden z kolegów, który balował do rana, który przespał ze dwie godziny, albo wogóle nie spał zagrał tak, że tylko marzyć mogłem by tak zagrać.

Kocham grać w piłkę, ale dlaczego nie potrafie, dlaczego się boję.

Może, to głupie ale ciągle o tym myślę, ciągle chce być w ich gronie, a wiem, że mówiąc na głos to każdy (bez wyjątku) uśmiechnie się w duszy, pewnie dla niektórych będę żałosny. Docenią marzyciela, bo ludzie doceniają takich ludzi, ale w głębi będę dla nich głupcem. Dzisiaj jestem w takim miejscu, że nikt przy zdrowy zmysłach nie dałby mi szansy, choć ponoć kiedyś trener powiedział o mnie (mimo że siedziałem na ławce), że kiedyś będę grał w pierwszej lidze tak bardzo się staram. Fajnie jest myśleć, że faktycznie tak powiedział, choć po paru latach nie wiele to już oznacza.

Wiem w piłce już nic nie osiągnę. Ale chciałbym mięć do czegoś tzw. dryg, chciałbym do tego dryg-u dołożyć swoją prace, a wtedy tworzyć coś ekstra. Bo jeśli coś mi wychodzi to potrafie pracować, potrafi zatracić się w tym co robie. Gorzej kiedy wszystko idzie mi powoli, jak przysłowiowa krew z nosa.


Ponoć jestem w jednej rzeczy dobry, ale nawet nie mogę się tym pochwalić.

czwartek, 8 maja 2008

Polityka = Kłamstwo, Kłamstwo = Polityka

Już chciałem od góry do dołu zjechać (w duszy) Zbigniewa Ziobro i cały PiS zarazem. Dzisiaj bowiem okazało się, że sąd umorzył te najpoważniejsze (narażenie na utratę życia i zdrowia) zarzuty. I zrobiłbym to z niezmierną sadysfakcją. Ale zaledwie godzine później z mediów dowiedziałem, się że Platforma Obywatelska też okłamała ludzi. Chodzi bowiem, o to co powiedziała, albo o czym nie chciała mówić w kampanii wyborczej.






Hasło:Prywatyzacja służby zdrowia. Wypowiedzi: nie zamierzamy; nie mamy w planach. Ale okazuje się, że znowu poszli na łatwiznę. Fakt, trudno byłoby przekonać do prywatyzacji służby zdrowia ludzi, którzy mieli wtedy świeżo w pamięci aferę i słowa posłanki Sawickiej.


Ja powiem szczerze, prywatyzacja służby zdrowia cieszy mnie i jest jej, może nie zagorzałym, ale zwolennikiem. Ale tu już wyszło moje zamiłowanie do ekonomii i też trochę, żal tych ludzi dla których tak jak kiedyś dla mnie, skończył się kontrakt na jakieś świadczenie medyczne. Ludzi, którzy jak ja i chyba 95% społeczeństwa denerwowało się, że musi czekać na wizytę parę tygodni.

Jednak Kłamstwo. Jego jest zagorzałym przeciwnikiem. Działacze PO poszli po najmniejszej linii oporu, ale pewnie większość w to nie uwierzyła po prawdzie. Ludzie głosujący na PO głosowali za innym style rządzenia. Bowiem zarówno od poprzedniego i obecnego rządku próżno szukać konkretów. Przynajmniej styl rządzenia się zmienił. Jest spokojnie. A spokój w kraju w którym nie jest najgorzej jest wskazany.

Trudno powiedzie dzisiaj jakie skutki będzie miała prywatyzacja większej części polskiej służby zdrowia. Na pewno pojawią się plusy i minusy. Czy to kłamstwo stawia w lepszym lub gorszym stopniu Zbigniewa Ziobro? Może ciut lepszym.

Wypowiedź w którym Ziobro powiedział, że nikt już przez tego pana nie zginie, wyrządziła dużo większe szkody. Zgineli ludzi. Marketking polityczny. Może nie wiedział, pieszczotliwie nazwany przez Millera zerem, Ziobro, że może doprowadzić do zapaści w transplantacji.

Wiem, wiem, każdy popełnia błędy, ale czy ktoś kto nieumyślnie słowami skazał na śmierć tylu ludzi nie powinien zamknąć wreszcie jadaczkę i zacząć odpracowywać zło jakie uczynił.

A do działaczy PO:
Może ludziom mówić prawdę, może stosować więcej socjotechniki, ale wprost. Czasem o dobrych rozwiązania trzeba po prostu rozmawiać i starać się przekonywać do nich, a nie uciekać w kłamstwo czy omijać temat.

A do ministra Ćwiąkalskiego:

Może mniej Ziobrowania, a więcej ciuchutkiej pracy. Bo jeśli dzisiaj nikt jeszcze nie odważy sie pana porównać do Ziobry, to wystąpieniami w stylu SHOW, nie ustępuje mu pan, aż tak bardzo.

Ale polityka to kłamstwo, a kłamstwo to polityka. „Co zrobisz? Nic nie zrobisz!”. Coraz częściej myślę, że jedyne co można z tym zrobić to po prostu się nie zgadzać i mieć swoje zdanie. Naprawić? Jeśli z samochodu zostało tylko koło, to się go już na jego podstawie nie odbudowuje raczej.

poniedziałek, 5 maja 2008

Wszystko na sprzedaż

Post zainspirowany artykułem: "Jak nas nabierają w internecie"

Jak dla mnie to makabra jest.

Teraz ja, ten który kiedyś pokochał niezwykłe narzędzie zwane internetem sam się zaczynam zastanawiać o co c'mon w tym całym bałaganie.
Jestem na drugim roku studiów informatyczny. Z informatyki zawsze prawie interesował mnie tylko internet. Uważałem, że to przyszłość i że lepiej będzie samemu znać się na tym niż wierzyć komuś innemu. Bo niezależnie od tego co będziemy w przyszłości chcieli produkować czy sprzedawać to internet będzie nam w tym bardzo potrzebny, albo wogóle niezbędny.



Internet niestety mimo swoich zalet ma i swoje wady. Mnóstwo reklama jest czymś do czego już zaczeliśmy się przyzwyczajać, a nasze umysły nauczyły się omijać większość bannerów reklamowych, a palce już genialnie wyszkoliły się w zamykaniu wyskakujących okienek.

Kiedy obok nagiej lub prawie nagiej kobiety widnieje znak firmowy, albo na właśnie takich walorach estetycznych opiera się filmik czy reklamówka, to trochę jesteśmy oszukiwani. Bo odwołuje się taka reklama do pierwotnych instynktów. Ale wtedy każdy człowiek (w tym przypadku akurat głównie mężczyzna) wie, że to jest manipulacja. Wie, więc nawet jeśli ulega takiej manipulacji mniej czy bardziej jest świadomy tego triku. I wg mnie to jest fair, ten ludzki odruch bezwarunkowy jest nam znany i dostrzegamy go zarówno w pierwszej jak i trzeciej osobie. A jeśli wiem, że to jest tylko trik (tzw. marketingowy), wiemy że Ebi Smolarek nie wypija hektolitra Pepsi dziennie, a tylko ją reklamuje, to wszystko jest w miarę ok.

Ale są zupełnie już chamskie i nie-fair metody na zdobywanie klientów i wzrost słupków dotyczących sprzedaży czy dynamiki wzrostu sprzedaży. Wprowadzanie ludzi w błąd.

Fora i blogi na których ukazuje się coraz więcej podpuszających i kłamliwych opinii. Gdzie coraz więcej jest kłamstw, a coraz mniej tego za co kochamy internet, czyli niezależnych i szczerych opini, . Blogerzy, którzy dostają kasę lub fanty za przychylną kryptoreklamę na swoim "niezależnym" blogu. I te setki podobnych do siebie komentarzy wychodzących z tego samego komputera, które kreują opinie o produkcie, kandydacie na posła czy senatora, czy o całej firmie, czy partii.



Przykro mi. Przykro, że takie narzędzie znowu staje się jak np. religia. Bo zarówno internet jak i religia to tak naprawdę coś dobrego, pożytecznego i wielkiego. Ale w rękach ludzi bez hamulców staje się narzędziem do oszukiwania, okradania i krzywdzenia ludzi.

Za swoją dawną religijnością już tylko mogę tęsnić. Pożegnałem sie z nią bezpowrotnie kilka lat temu. Czy za wizją dobrego internetu, też będę za niedługo jedynie tęsnić?
Coraz bardziej łączenie i informowanie stanie się tylko mniej czy bardziej chamskim sprzedawaniem. A szelest pieniędzy zastąpi natłok myśli i wartościowych opinii milionów ludzi.





P.S.
Niedawno nawet sam wykupiłem sobie serwer i własną domenę, bo akurat przyjemna promocja była. Pomyślałem, że to mnie zmobilizuje do wgłębienia się w tajniki tworzenia internetu. W końcu zacznę tworzyć swoje małe stronki.
Ale teraz się zaczynam zastanawiać czy konkurować swoimi stronami o wysokie rankingi z ludźmi, którzy od początku stosują metody ogólnie mówiąc nie-fair. Jak walczyć z nieuczciwością? Czy naprawde trzeba być w tym świecie albo gotowym na wszystko, albo mieć pierońskiego farta by osiągnąć coś? A może jest trzecia droga? Może wystarczy upór i ciężka praca?