poniedziałek, 30 marca 2009
niedziela, 15 marca 2009
Lekarzu...
Wiecznie gdzieś spóźniony
Choć wszędzie o czasie
Zduszony przez zduszonego
Rusza nogami, nie biegnie, płacze
Posuwa się nie o kilometry
Lecz o miesiące
Odłożone zupełnie jak chleb
Co po latach
O dziwo nie zasechł
Ten stan nie będzie trwał wiecznie
Milion planów
Pełna setka co sekundę
Chcę
Bym chciał
Fajnie by było
O dupę z pustym słowem
O zakichany świecie co go dusisz
Tak naprawdę zasmarkany człek
Bo sam siebie bezlitośnie zdusił
Tak profesjonalnie
Tak doskonale
Ale nie pięknie
Lekarzu ulecz sie sam!
Lecz lekarz pali, pije i ćpa
Lekarz umiera każdego dnia
Póki jeszcze umie leczyć innych
Widzi jakiś sens
W tym sensie potulny
Etykiety:
'papierów na życie' brak,
wiersz
Subskrybuj:
Posty (Atom)