poniedziałek, 25 lutego 2008

Obudź się!!!


W weekend stało się coś przykrego dla jednego z piłkarzy - Eduardo da Silvy z Londyńskiego Aresenalu. W meczu (nie ważne jakiego), został potraktowany (nie ważne przez kogo) niezywkle brutalnie. Ta niefrasobliwość, bo mam nadzieję że to zwykła niefrasobliwość czy głupota, okazała się brzemienna w skutkach. Eduardo doznał makabrycznie wyglądającej kontuzji (nie będę tu opisywał). Oglądając te zdjęcia, zrobiło mi się mdło i duszno, bo to nie był film, to zdarzyło się naprawde. Napewno nie zauważymy tego chłopaka na nadchodzących Mistrzostwach Europy, na które tak czekał jak reprezentant Chorwacji. Warto obserwować co się będzie z nim teraz działo, jak dojdzie do siebie po tym wszystkim.



Jest coś w takich sytuacjach, co sprawia, że przestajemy sie przejmować własnymi problemami, czy to związanymi ze zdrowiem, czy z innymi składowymi naszego życia. Jest coś co sprawia, że stajemy obok i patrząc nie widzimy już osoby na którą zawalił sie świat, widzimy kogoś kto ma problemy. Problemy i bolączki takie jak wszyscy. Zauważamy, że w każdej sytuacji mogło być gorzej. Mogło być też lepiej, ale... mogło być gorzej.

To takie trudne w zwyczajnych okolicznościach cieszyć sie z tego co mamy, dziękować za to co już osiągnęliśmy, za to co już udało nam się pozytywnego doświadczyć. A już zupełnie nie do pomyślenia jest to abyśmy dziękowali za porażki i doświadczenia, które zsyła na nas Bóg, albo ktoś innych, nie pomijając nawet losu. Te same porażki, które w teorii (trudnej teorii) powinny nas uszlechetniać i rozwijać.

To jest ważna umiejętność. Umiejętność popatrzenia na pewne rzeczy i wydarzenia z boku. Nikt nie mówi, że coś takiego jest łatwe. Nie! To nie może być łatwe. Bo jeśli do jakiegoś zagadnienia czy do relacji międzyludzkiej podchodzimy z zaangażowaniem, pietyzmem, to nie jesteśmy w stanie pochamować swoich uczuć, swoich emocji czy, w końcu, naszego bólu. To byłoby sztuczne, a nawet groźne.

Często zdarza mi się powtarzać: "Wszystko jest relatywne".
Coś w tym jest...


Wystarczy jedna minuta by pogrążyć sie do reszty w depresji i zniechęceniu, ale także wystarczy ta sama minuta by rozpędzić się na tyle "by wrócić ze spalonego" i "uratować akcje". Ta minuta tzw. "rozpędzania się", może uratować to co dla nas ważne, często nawet to "coś" to nasze życie.


  • Pogrożeni w maraźmie i zniechęceniu.

  • Odkładający wszystkie ważne decyzje i plany na później,

  • Nie zauważający tych wszystkich pozytywnych możliwości,

  • Nie zauważający tych wszystkich ludzi, którzy wierzą w nas,

  • Nie wierzący w to, że wszystko może być jeszcze inaczej,



  • Obudźmy się !!!

    I skończmy z tym wszystkim, co Nas spowalnia w dotarciu do Naszego celu !!!




    Tego wszystkim i sobie serdecznie życzę. :)

    1 komentarz:

    Anonimowy pisze...

    coś w tym jest