sobota, 28 grudnia 2013

Cieszę się, że coś muszę

W życiu to co robimy można podzielić na dwie główne grupy. Na to co musimy robić i na to co chcemy robić.

Ja dzisiaj przyznaję się bez bicia, że cieszę się, że "muszę", bo dzięki temu stoję w miejscu, a i czasem trochę drepczę w dobrym kierunku. Oczywiście, kocham wolność, ale ni jak nie potrafię z niej korzystać tak dzień po dniu. Jest coś w tym śmiesznego i równie tragicznego w tym wyznaniu. Tu nagle człowiek, który chciałby być wolny jednocześnie hołubi sobie, że tyle rzeczy musi.

W życiu zawsze wiele chciałem i zawsze chyba byłem ambitny w wielu aspektach, ale mimo że te chęci były warunkiem najpotrzebniejszym, to dopiero z "musieć" były w stanie przynieść jakieś wymierne skutki.

Wiem, że prawie każdy człowiek ma nieograniczone możliwości. Zawsze to powtarzam i wierzę w to. To zresztą jest moją "skałą" na której buduję jakiekolwiek "wypady na północ". Trudno w to nie wierzyć kiedy widzi się np. 80 letnich maratończyków, czy tylu ludzi którzy stworzyli wielkie firmy. Uwielbiam ten ulotny stan kiedy myślę, że ja też mogę tak jak oni.

Jest jakieś miliony rzeczy, których bym w życiu nie zrobił, gdybym nie musiał. Jest pewnie tyle samo miejsc i osób, których bym nie spotkał. Teraz, w każdy zwykły dzień muszę pójść do pracy (koniec ze zdalną pracą) i w gruncie rzeczy dobrze, bo wszystko jest uporządkowane i usystematyzowane. W pracy muszę robić rzeczy, których czasem nie wiem jak zrobić i których pewnie bym się nie podejmował, ale ... muszę... więc robię to i ... często w końcu się udaje.

Chyba mógłbym jednak być żołnierzem, policjantem, albo kimkolwiek, kto musi służyć. Albo księdzem, hehehe. Tak jak dla siebie nie potrafię za dużo zrobić, tak kiedy muszę, to robię, czasem bez sensu zostawiając zdrowie dla pracy. Dlaczego tak mocno i bez reszty nie potrafię poświęcić się dla siebie samego? Dla swojego życia, ciała i sukcesu? Dlaczego muszę musieć by przenosić góry? Bez presji z zewnątrz i bronienia tego co się ma się nie da?



piątek, 27 grudnia 2013

Give me a reason

Minął rok. Coraz trudniej mi wykrzesać z siebie nutkę optymizmu tak na co dzień. Coraz trudniej uwierzyć w to, że ludzie są z natury rzeczy dobrzy i uczciwi.

Wychodzi na to, że po kolejnym roku, nie stoję już w miejscu - ja się cofam. Tak naprawdę nie wiem po co tu jestem i w tak nie wielu chwilach czuję się naprawdę kimś.

Ciągle zastanawiam się "Po co?". Po co to wszystko, dlaczego się starać, skoro ciągle wszystko to kupa. Wszystko przychodzi z trudem, a i tak, większość rzeczy się nie udaje.

Minął rok, a prawie wszystkie dobre momenty w tym roku były związane albo ze spotkaniami rodzinnymi, albo z jazdą motocyklem. Oczywiście, cieszę się, że to wszystko w tym roku było, ale to jednak dalej mało by łaknąć życia, by czuć satysfakcję, by mniej przesypiać życia, a więcej do doznawać, dosiadać.

Wiara, to nigdy nie jest coś niewyczerpanego. Wiara, jako pojęcie ogólne, może mieć różne fazy i natężenia. Trudno jest całkowicie utracić wiarę, ale czasem nie wystarcza ona na długo. Tak jak paroletnia baterii laptopa, może wystarczać tylko na chwilkę. I jak żyć, Panie Premierze?... kiedy energii nie starcza na wiele....


wtorek, 17 września 2013

Road to Porażka 2013

Zrobiłem sobie analizę tego wszystkiego jak jest teraz u mnie w kwestii zawodowej i dlaczego tak jest jak jest.

Rozpisałem to. Skupiłem się głównie na swojej ostatniej porażce. W zasadzie zrobiłem sobie mapę myśli (to coś na kształt drzewa) w darmowym FreeMind. Wypisywałem kolejne rzeczy. Potem znalazłem sposób by niektóre elementy łączyć z nadrzędnymi lub z innych gałęzi. Powstał ciekawy obraz.

Wyszło mi sporo tego. Więc postarałem się o lekkie uproszczenie.
Pogrubiłem: Stres, Strach, Zła samoocena, Strach przed utratą pracy, Wygodnictwo/Spokój/Komfort

Zacząłem nowe drzewo aby znowu usystematyzować i przeciwstawić je formule "Nadzieja, Wola, Pewność i Spokój". Wyszło mi to co już miałem jako notatka zapisane w komórce "Strach, Lenistwo, Przejmowanie się osądami".

Na tej drugiej mapie, której wszystkie gałęzie prowadziły z powrotem do porażki okazało się, że sam proces, który prowadzi to główna i największa porażka, bo wynik tego procesu nie jest nieuchronnie porażką (tak jak brak nauki nie oznacza 1 na egzaminie).

Porażką jest to co tracimy w trakcie tego procesu, czyli: Zdrowie, Szacunek do samego siebie, Wiarę. W zamian dostajemy znowu stres i pogłębiający się strach. Najgorsze, że ten strach nie jest bezpodstawny, wychodzi z naszego doświadczenia, w większość z już logicznych statystyk w naszej pamięci. A każdy dzień to nowe statystyki...

Jak widać z tego obrazka. Nasze nawyki w postępowaniu biorą się i są jednocześnie wynikiem naszych nawyków myślowych. Te nawyki są ze sobą połączone i wynikają z siebie, tak samo jak z nich wynika: Wygrana - Porażka, Zadowolenie z Życia - Żal do Rzeczywistości.

Na giełdzie są 3 główne rodzaje trendów. Wzrostowy, Spadkowy i Boczny. Człowiek jeśli jest w trendzie wzrostowym przez dłuższy czas, idzie na przód i zdobywa nowe szczyty (trend go trzyma). Człowiek, który jest w trendzie spadkowym przez dłuższy czas w końcu kończy w rynsztoku. Człowiek, który jest w trendzie bocznym po prostu utrwala się w tym gdzie jest. Może już zostać do końca życia w tym samym miejscu mimo, że czasem jest powyżej wczorajszego zamknięcia, czasem jest poniżej.

Wygrywanie i bycie szczęśliwy to jest wynik nawyku. Tak samo jak przegrywanie.


sobota, 7 września 2013

Premierze jak żyć?

W zasadzie to już mi się nie chce zaczynać na nowo. W zasadzie to nic mi się nie chce. Nie widzę w tym wszystkim sensu.

To nic groźnego dla mojego "życia", jednak wszystko co groźne dla mojego zdrowia i dla mojej psychiki. Moje życie i psychika nie pasują do moich aspiracji, społeczeństwo nie pasuje do moich zasad.

Najgorsze jest to, że ja się już do tego wszystkiego przyzwyczaiłem. To wszystko jest jak pierdolona esencja mnie. Zapętliłem się w tym wszystkim, a ten cały bagaż doświadczeń, nie pozwala mi wyjść z tej pętli, w żadnym znanym mi kierunku. Ani ku górze mnie psychika nie puszcza, ku dołowi nie pójdę bo mnie czasem życie nawet cieszy.

Nie za bardzo mam, jednak, potrzebę by żyć tak dzień w dzień. Nie wiem jaki jest w tym sens. Oczywiście nie zamierzam też kończyć z tym wszystkim, bo a nóż widelec coś się zmieni. A nóż widelec ja się zmienię?! Z jednej z drugiej strony frajerstwo.

Czasem tęsknię za powrotem do tzw. pracy bez aspiracji. Do pracy w której nie musisz wiele potrafić, nie pójdziesz wyżej, a w pracy i po pracy nie wypada nawet o niej myśleć. No i wtedy były tylko jeden problem - chcieć coś więcej, czegoś innego. Życie...

Najbardziej uśmiecham się do tego, że ja znam w swojej materii wszystkie pytania i odpowiedzi, są analizy, są sposoby i rady. Ja to wszystko wiem. Ja to wszystko mam.
I w zasadzie nikt nie jest stanie powiedzieć mi czegoś co nie wiem, albo dać radę, która by była lepsza od rad i taktyk mi już dobrze znanych.

Życie z nogą jednocześnie na hamulcu i gazie, jest cholernie upierdliwe. Podróż trwa, a sprzęgło chyba jest magiczne...