środa, 30 grudnia 2009

Dotyk

środa, 23 grudnia 2009

Niestety nie rodzimy się mądrzy

Niestety nie rodzimy się mądrzy, w zasadzie nie umieramy nawet mądrzy.

Parę dni temu, jeszcze bardziej dotarło do mnie jak bardzo pokpiłem sprawę. Rozmawialiśmy z koleżanką z pracy o związkach, o różnych ich perypetiach. Ja także się zwierzałem. Dotarło do mnie, jeszcze mocniej, jak bardzo się myliłem. Nikt mi tego nie powiedział, do tego trzeba samemu dojść. Mogłem sprawić żeby to wszystko trwało, trwało i trwało. Mimo to wybór padł inny, a teraz już nie mam wyboru. Teraz nie potrafię tego odkręcić i nic mi nie daje ulgi. Mogłem mieć kolory świat, szczery i przytulny, teraz mam jedynie swoją samotność.

Niby wiem, że postąpiłem dobrze, bo nie byłem pewien. Było mi dobrze z Nią. Czułem się szczęśliwy jak nigdy. Strasznie chciało się żyć wtedy. Pamiętam jakby to było wczoraj.

Potrzebuje Jej. Ona o tym wie. Potrzebuje jej miłości i ciepła.
Mimo wszystko nie poznała mnie do końca. Nawet nie wie jak pewne słowa ranią. Jak bolało kiedy deprecjonowała pewne rzeczy czy uczucia.

Czuję, że coś w moim życiu bezpowrotnie umarło. Czuję że to mimo że na pewno byłoby trudny związek, bo oboje jesteśmy trudni, to byłby związek taki jak związek moich dziadków. Związek dwojga ludzi, którzy są dla siebie bardzo ważni. Ważniejsi od tego wszystkiego co w koło.

Niestety wszystko jest teraz tak jednoznaczne. Znowu nie kocha osoba, którą kocham.
Nie zmienię już nic. Nic z tym nie zrobię, cokolwiek bym robił. Słowa twarde i lekkie jak włókno węglowe.

Przyjaźń i Miłość, które szły raźnie razem, teraz piękna lecz opuszczona przez Miłość Przyjaźń. Za Miłością jednak wielki żal.

Życie.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Coraz bardziej świadomy błędu

Życie bywa bardzo złośliwe.

Pamiętam chciałem być fair. Nie chciałem bawić się czyimś kosztem. Kochałem Ją, ale łatwiej było pozwoli by odeszła niż martwić się, że marnuje Jej szansę realizację Jej planów na życie.

Niby mądrze i moralnie. Nie mniej jednak nigdy nie przestałem Jej kochać. Bywały dni trudne i bardzo trudne. Ale przez cały ten czas przez myśl mi nie przeszło by być z kimś innym. Wiedziałem, że albo będę sam albo z Nią. Wybrałem samotność, aby nie zdradzić tej miłości. Wybrałem i nawet dobrze mi szło. Ale nie było idealnie. Mozolnie układana przypowieść o samotnym Tomku, była zbyt krucha by przetrwała.

Po jakimś czasie zrozumiałem, jak bardzo mi brakuje Jej ciepła. Że kocham nawet Jej wady. Że tak bardzo brakuje mi jej uśmiechu na co dzień, że brakuje mi Jej trudnego charakteru. Brakuje mi Jej całej.

Coraz bardziej uświadamiam sobie swój idiotyzm. Jak mogłem pozwolić by do tego doszło. Znowu strach był silniejszy ode mnie.

Najbardziej dobija mnie, że wielu ludzi, którzy nie szanują Jej tak jak ja ma u Niej szansę, a ja nie.
Życie toczy się jak koło, co chwile wraca w te same chwilę. Ja znowu jestem w stanie zrobić prawie wszystko by być z tą drugą stroną i znowu nie chce mnie druga strona. Niby powinienem się czegoś nauczyć od życia. Już raz to przechodziłem. Ania zakochała się we mnie po rozmowa i opowiadaniach o Monice za którą wiele lat wzdychałem. Teraz gdy wzdycham za Nią, Ona mnie już nie kocha. Zastanawiam się, czemu w życiu wychodzi mi najbardziej to, na czym mi nie zależy.

A ja teraz już wiem. Chcę zamieszkać z Nią, chcę mieć z Nią dzieci, chcę się z Nią zestarzeć. Ale Ona już nie kocha.

Nie wiem jak z tego wybrnąć. Nie chcę być sam. Nie potrafię już być sam. Tęsknię do jej objęć. Tęsknię do chwil kiedy mogłem Jej coś ugotować, kiedy zdziwiona patrzyła się na róże, którą otrzymała ode mnie na dworcu. Tęsknię do tych wszystkich momentów. Tęsknię do budzenia się obok Niej i patrzenia jak słodko śpi. Tęsknię za jej uśmiechem i pięknymi oczami.

Nie potrafię się odkochać. Kiedyś to miało być moją najpiękniejsza zaletą. Teraz staje mi się stryczkiem na szyi, poraz kolejny miłość jest mi ciężarem. Patrzę na ludzi jak się bawią, sypiają ze sobą, zmieniają partnerów jak rękawiczki, korzystają z życia. Zastanawiam się dlaczego ja tak nie potrafię. Tak jest łatwiej. A nie wierzyć w jakąś tam miłość. W to że to coś najpiękniejszego na świecie. Nie potrafię być sam, nie potrafię być z kimś innym, a Ona nie chcę być ze mną.

Co zrobić ze sobą?

Czy jedynym sposobem jest wbicie klina klinem???

Ja nie chcę wbijać klina klinem i ranić tej drugiej osoby.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Jeżeli coś bardzo kochasz, wypuść to z rąk, jeśli nie wróci - to nie należało do Ciebie.

Ostatniego Przyjaciela traci się tylko raz w życiu.

To był trudny rok. Najtrudniejszy w moim dotychczasowym życiu. To w tym roku straciłem w zasadzie nadzieję w wielu sprawach. To w tym roku tak naprawdę straciłem do końca moich przyjaciół, choć straciłem ich wcześniej, a tym roku dopiero tak naprawdę uświadomili mi to swoimi słowami lub czynami, że nie ma już odwrotu.

Wiarę w Boga straciłem już dawno, to był jedyny przyjaciel do tej pory z którym to ja się sam rozstałem.

Dzisiaj 14 grudnia 2009 skończyłem najgłębszą relację w moim życiu z najbliższą mi osobą. Nie przejęła się zbytnio tym faktem - dłuuuga cisza trwała. nigdy się nie dowiem co naprawdę w Niej w tej chwili siedziało, choć czułem jakby jej wielki głaz spadł z serca i pewnie w końcu spokój zagości w jej życiu. Ja wiem, że zawsze będę ją kochał, szanował i będę jej przyjacielem. Już tęsknię za Nią. Wiem, że nie zadzwoni, nie powie, że jednak zależy, nie będzie po mnie płakać zbytnio. Nie będzie musiała się już denerwować tym, że się o nią troszczę i przejmuje, jak jej mama. Przepłynie spokojnie dalej. Może ja kiedyś też tak będę umiał. Ale to melodia przyszłości.

Straciłem swoją pasję, już nie zagram raczej w piłkę w żadnej drużynie. Powinienem od lat wiedzieć, że jestem denny i nie nadaje się do tego sportu. Ale czasem człowiek bardzo czegoś chce albo potrzebuje. Piłka dała mi wiele, szczególnie jak byłem mały. Była moim lekarstwem, była moją pasją i sposobem na życie. Teraz jest sposobem na spędzenie regularnie we wtorkowe wieczory 1,5 godziny na kopaniu w piłkę na hali.

Straciłem wiarę w ludzi, myślałem, że to co na zewnątrz to w środku. Ale dałem się podejść. Myślałem, że jak będę dobry dla ludzi to będą mnie lubić. Myślałem że jak będę ich szanował to oni się zdziwią. Teraz też taki będę, tak zostałem wychowany, ale już nie będę oczekiwał, że za to jaki jestem i jak postępuje zostanę doceniony.

Straciłem w tym roku wiele nadziei. Mimo to podnoszę się z łóżka i żyję, choć to życie jest brutalne i przykre.

Ostatniego Przyjaciela traci się tylko raz w życiu.

Co mi pozostało?
Rodzina, która mimo tego że nie wie co się ze mną dzieje, kocha mnie i nigdy nie wyprze się mnie.
Samotność, już nigdy nie odejdzie i mogę mieć górę znajomych, setki kochanek, żon i partnerek, to już zawsze będę samotny. Ze sobą sam na sam. Miałem w życiu kilka wspaniałych relacji, walczyłem o nie latami, ale teraz już wiem po tylu latach że "Jeżeli coś bardzo kochasz, wypuść to z rąk, jeśli nie wróci - to nie należało do Ciebie.".
Jak narazie to wracała tylko SAMOTNOŚĆ.
Dotąd wracała tylko SAMOTNOŚĆ.
Tylko SAMOTNOŚĆ.
I wróciła na zawsze, mimo że z milionem ludzi porozmawiam w swoim życiu, będę miał znajomych, może partnerki, wszystko będzie jednak takie miałkie, ale teraz już wiem, że tak właśnie relacje są najlepsze dla człowieka.


"Może w nocy w całość ułożą się fragmenty
Może, kto wie, na razie piję kawę, palę skręty
Znasz to uczucie być samemu? znasz, nic nie boli
Wystarczy zwalczyć tylko swój strach
Oswoić duchy, by broiły tylko w snach
I iść przed siebie, świat nie zapłacze gdy się poddasz
Puste pokoje wciąż są puste, co z tego
Wciąż uśmiech mimo, że w tonacji e-mol
Nie umiem się skarżyć i nie chcę o coś prosić
Cisza, myślę o niej, piję kawę, palę papierosy"
Hotel Savoy

PS
Droga Aniu, ciągle będę wracał do tego co było i żałował, że tak się stało zarówno z naszą Miłością jak i z Przyjaźnią.

Mam ochotę zapalić.

środa, 9 grudnia 2009

Vicodin




Chciałoby się wykrzyczeć złość
Chciałbym wykrzyczeć mą złość

Opętanie niebotycznie głośną muzyką
Krzyki i wrzaski jak jedno piekielne ognisko
Moje uszy nie odpadają
Moje uszy pragną tego lekarstwa

Podupadł duch mój
Zaraz klęknę i podniosę go z gówna znów
Podniosę go znów

Lecz ile razy można?
Ile razy można?
Niech powie ten kto choć udaje że druh

Nie jestem pesymistą! Słyszycie?!?!
Jestem pieprzonym optymistą bo ciągle żyję tu
Podnoszę z ziemi swój trud
Chodzę do świątyni po życie
Kocham ludzi i pomagam im
Urywam cenne sekundy pięknego istnienia
By mieć siłę odgównić się znów
Raz po raz
Tydzień po tygodniu