Ja zawsze wierzyłem w to, że moja przyjaźń jest dla nich wszystkich wartością. Ale nikt z nich nie wyprowadzał mnie z błędu. Żyłem w jakimś swoim własnym wyimaginowanym świecie. W świecie w którym telefon ode mnie jest fajnym momentem dnia, a rozmowy ze mną powodują rozluźnienie i uśmiech, że potrafię im pomóc, choćby swoim zaangażowaniem.
Ale się pomyliłem i to bardzo. Teraz już nie potrafię i nie chcę, boję się nawiązywać przyjaźni, zresztą tak samo jest ze związkami.
Do dzisiaj żyłem w przeświadczeniu, że mam osobę, dla której ja jestem ostoją, a ona dla mnie. Że zawsze jesteśmy prawdziwi w stosunku do siebie.
Okazuje się jednak, że moje telefony sprawiają jej przykrość i wszystko jest wymuszone i udawane. Zamiast rozluźnienia, jest spięcie. Zamiast radości z mojego numeru na wyświetlaczu, jest grymas niezadowolenia.
W jakim jak kurwa święcie żyję, że takich rzeczy nie zauważam, po cholere mi myśli, które mnie wiodą na manowce.
piątek, 30 października 2009
Gdzie jest rzeczywistość
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz